Testujemy polskie kable do łączenia efektów od Red’s Music

Każdy posiadacz rozbudowanej podłogi wie jak istotną sprawą są użyte w pedalboardzie kable. Kiepskiej jakości złączki tną sygnał i wprowadzają zakłócenia, trzaski i szumy. Pamiętam jak złożyłem swojego pierwszego pedalboarda na mega ekonomicznych kablach-samoróbkach. Nie dość, że szumiało jak nad morzem to w głośnikach pojawił się dość nieprzyjemny pisk o stałej częstotliwości. Wymiana okablowania załatwiła sprawę permanentnie. Później szukałem coraz lepszych rozwiązań, również pod względem trwałości i wytrzymałości. Jak zdążyliście zauważyć sporo miejsca na blogu poświęciłem rozwiązaniom made in Poland i dzisiaj chciałbym wam przedstawić kolejne z nich – kable do łączenia efektów od Red’s Music. O Red’sach pisałem już ponad trzy lata temu (o tutaj), ale jak widać firma działa dalej i wypuściła na rynek sporo wariantów swoich produktów.

 

SnakePick – niezwykły uchwyt kostkowego węża :)

O kostkach pisałem już wiele, ale są rzeczy, które nawet u mnie wywołują zdziwienie. Jedną z nich jest spiralna kostka SnakePick. Jak sama nazwa wskazuje jest to plektron w wężowatym kształcie. Kto wpadł na tak osobliwy pomysł? Australijczycy. Wiadomo, węże, pająki, kangury. Inspiracja czai się za każdym rogiem. Oprócz nietypowego kształtu SnakePick to także nietypowa funkcjonalność sprawiająca, że możemy korzystać z kostki używając do tego wyłącznie jednego palca. A to już jest ciekawe.


Gravity Guitar Picks – amerykańska szkoła produkcji kostek

Słyszeliście o Gravity Picks? Nie? Jeszcze niedawno też bym tak powiedział, ale jak kiedyś wspominałem, Instagram poszerzył moje horyzonty jeśli chodzi o wyszukiwanie rozsianych po całym świecie manufaktur specjalizujących się w gitarowych akcesoriach. O kostkach do gitary pisałem już sporo, ale temat jest praktycznie nie do wyczerpania. Pomysłów i producentów, którzy wcielają je w życie jest cała masa. Jednym z nich jest amerykański Gravity Picks ulokowany w pobliżu San Francisco.


Testujemy octave fuzz Bies od Visar Stompboxes

Kolejnym po Homenie efektem Ślązaków z Visar Stompboxes, który miałem okazję przetestować jest octave fuzz o abstrakcyjnej, ale swojsko brzmiącej nazwie Bies. Jako, że Rzeszów leży niedaleko Bieszczad od razu wiązałem z nim pozytywne emocje. Czego można się spodziewać po Biesie? Szatańskiego przesteru rodem z norweskich black metalowych albumów? Zdecydowanie nie. Podobnie jak Homen, Bies jest ukłonem w kierunku klasyki brzmienia vintage.


Testujemy Boss RC-1 Loop Station – czysta esencja loopera

Jak nagrywałem swoją płytę, to w niektórych numerach nagrywaliśmy cztery różne ścieżki gitar grających w tym samym czasie. W studiu to żaden problem, ale jak ogarnąć temat na koncercie? Z dwóch gitar czterech nie zrobisz. No chyba, że masz pod ręką takie urządzonko jak Boss RC-1 Loop Station, z którego pomocą z jednej gitary możesz bez problemu zrobić osiem i przy okazji swobodnie sobie poimprowizować. Brzmi dobrze, a jak się sprawdza w praktyce? 



Testujemy overdrive Homen od Visar Stompboxes – klasyka rock’n’rolla

Dolnośląska manufaktura efektów gitarowych Visar Stompboxes (o której pisałem szerzej tutaj) powoli rozkręca produkcję swoich autorskich produktów. Jednym z nich jest Homen, którego miałem okazję przetestować. Efekt hołduje brzmieniu klasycznych overdrive’ów z czasów rozkwitu rockowego grania i robi to naprawdę w porządny, stylowy sposób. 

Wzmacniacz Roland Cube Lite – mały, ale wariat

O miniaturowym sprzęcie do domowych zastosowań pisałem już dawno temu. Do tej pory korzystałem z mini wzmacniacza Orange Micro Crush CR-3, który jest solidnie wykonany, ma wbudowany tuner, jest zasilany bateryjnie ale na tym kończą się jego super moce. Sprzętem o podobnej mocy ale znacznie szerszej palecie możliwości jest niewielki Roland Cube Lite. W ważącej niecałe dwa kilogramy obudowie upchano zadziwiająco dużo fajnych bajerów.


Na jakim sprzęcie grają # 8 – Inkwizycja i Dizel

Granie punk rocka to nie tylko stereotypowe trzy akordy. Na punkowej scenie jest wielu gitarzystów, którzy techniką, brzmieniem i klimatem zjadają zasłuchanych w Dream Theater zegarmistrzów. Jednym z nich jest reprezentujący Kraków Grzegorz Włodek zwany Wujkiem Drutem – gitarzysta zbierający szlify w grupach Goblin Market i Mikirurka, a obecnie gitarowa podpora zespołów Inkwizycja i Dizel. Poszukującym inteligentnej, fajnie zaaranżowanej i osadzonej w punkowym klimacie muzy polecam płytę „Wojny nie będzie” Inkwizycji, a tym czasem zapraszam na rozmowę z Drutem.

Fot. Marek Maciejewski

Gitarowe eko trendy, czyli Drewniane Kostki Gitarowe

Sporo pisałem już na blogu o nietypowych kostkach gitarowych, ale temat jest praktycznie nie do wyczerpania, zwłaszcza, że jeszcze mam coś w zanadrzu :) Najwięcej w tej kwestii klasycznie dzieje się za granicami Polski, ale również u siebie mamy ludzi walczących z plektronową materią. Jednym z nich jest Szymon z Drewnianych Kostek Gitarowych, który od listopada 2013 roku tworzy – czy raczej rzeźbi – drewniane kostki gitarowe. Wystarczy rzucić okiem na jego fanpage na facebooku, żeby zobaczyć, że to znający się na rzeczy fachowiec i osoba zakręcona na punkcie drewna i jego właściwości.

Electro-Harmonix Hum Debugger – cybernetyczne odszumianie

Wyobraź to sobie. Podłączasz swojego Stratocastera do wzmacniacza i słyszysz na przestrach charakterystyczne buczenie łamane przez brzęczenie. Czy słyszysz tu uszami wyobraźni? Tak, to ten charakterystyczny przydźwięk pochodzący z przystawek. W tym miejscu wypada sobie zadać jedno, ważne pytanie. Czy Ci to przeszkadza? Jeżeli nie, to nie musisz czytać tego tekstu dalej, a jeżeli tak, to zapraszam, bo rozwiązaniem tego problemu jest urządzonko o sympatycznej nazwie Hum Debugger pochodzące wprost z amerykańskiej stajni Electro-Harmonix.

Chaos True Bypass Box – sprytna pętla efektów w Twoim pedalboardzie

Dwa i pół roku temu pisałem o efektach gitarowych Chaos Custom Shop z Bytomia, które w tym czasie powoli wkraczały na polski rynek. Sporo czasu minęło zanim kostka sygnowana logiem Chaos trafiła do mojego pedalboardu. Potrzeba uproszczenia sobie życia, a zarazem nieustająca walka z zakłóceniami skierowała moją uwagę na urządzonko o nazwie True Bypass Box. Zasada działania tego sprzętu jest prosta – dzięki Boxowi możemy zrobić w szeregu efektów osobną zewnętrzną pętlę efektów, którą załączamy za pomocą jednego przycisku, a jeżeli pętla jest wyłączona sygnał z gitary do wzmacniacza biegnie z pominięciem efektów w pętli. Ja w uzyskaną w taki sposób pętle wpiąłem efekty, które wykorzystuje przy graniu solówek, jak dodatkowe podbicie i delay. Gram solo – jeden klik no i wszystko działa i brzmi jak należy. Nie gram, to omijam zbędne efekty, a sygnał z gitary do wzmacniacza płynie przez mniejszą liczbę przeszkód.

Kostki gitarowe Dava Guitar Picks – elastyczność z turbo-uchwytem

Dawno temu znajomy chałturnik ogrywający kilkadziesiąt imprez w sezonie polecił mi kostki Dava, jako stworzone do wielogodzinnego grania. Poza tą jedną rekomendacją nie miałem więcej styczności z marką Dava aż do teraz. Polski dystrybutor – sklep gitarowy dla-gitarzysty.pl – podrzucił mi zestaw kostek Dava Guitar Picks do sprawdzenia i muszę przyznać, że są naprawdę w porządku.

Polskie efekty gitarowe od Visar Stompboxes

Odkąd założyłem sobie konto na instagramie codziennie zalewa mnie fala zdjęć najróżniejszych efektów gitarowych z rozsianych po całym świecie manufaktur. Rynek efektów hand made rośnie w siłę, aczkolwiek w Polsce zmiany w tym względzie są bardzo powolne. Polskie klasyki gatunku jak Exar czy Koda już dawno przeszły do historii. Nauczony doświadczeniem starszych kolegów Taurus celuje w wyższą półkę, a rodzimy Chaos powolutku poszerza swoją ofertę przystępnych cenowo efektów, ale tak naprawdę najwięcej – podobnie jak w polskiej muzyce – dzieje się na obrzeżach „rynku” i w, nazwijmy to umownie, „elektronicznym undergroundzie”. Wystarczy rzucić okiem na znany portal aukcyjny, żeby dobrać się do arsenału przystępnych cenowo efektów DIY. Fachowców jest wielu, ale jakoś mało który pali się do pomysłu przejścia na oficjalną stronę mocy. Najnowszym śmiałkiem jest dolnośląska manufaktura Visar Stompboxes, która wypuszcza na rynek serię efektów o tak swojsko brzmiących nazwach jak Bies czy Perun. O więcej szczegółów odnośnie nowej polskiej marki zapytałem Tomasza Żuchowskiego z Visar.

Na jakim sprzęcie grają: Big Cyc

Moje pierwsze świadome kontakty z muzyką rockową przypadły na początek lat 90-tych, kiedy nieuchronnie zbliżałem się do magicznej granicy dziesięciu lat. Zanim wchłonął mnie punk rock w moim odtwarzaczu rządziły Piersi, Ira i Big Cyc. Patrząc z perspektywy lat tylko ten ostatni zespół konsekwentnie realizuje swoje rockowe założenia programowe z ubiegłego wieku, czego kolejnym dowodem będzie płyta „Jesteśmy najlepsi” (premiera już 21 maja 2015 roku). Z tego też powodu w cyklu na jakim sprzęcie grają nie mogło zabraknąć tej grupy. A, że czasy się zmieniają bohaterem siódmego odcinka cyklu jest Marek „Maras” Szajda – gitarowa podpora Big Cyca, która podkręca brzmienie grupy od 2006 roku.

Gitarowa Mitologia # 2 – Efekt czy multiefekt? Czy grając z PODa wbijam gwóźdź do trumny rock’n’rolla?

W drugim odcinku cyklu Gitarowa Mitologia zmierzymy się z tematem, który całkiem niezasłużenie budzi spore emocje. Podobnie jak spory konsolowców z pecetowcami, czy użytkowników produktów Apple z resztą świata. Z jednej strony, mamy do czynienia z kwestią wygody i ergonomii użytkowania, a z drugiej konflikt o charakterze czysto światopoglądowym. Problem jest taki, co jest lepsze? Stałe inwestowanie, poszukiwanie i rozwijanie własnego pedalboarda, którego wpinamy w klasyczny, wielkogabarytowy sprzęt czy przejście na zaawansowany technologicznie minimalizm i wybranie jakiegoś wypasionego PODa, którego możemy wpiąć w linię na koncercie i w dalszym ciągu zabijać zawodowym brzmieniem? Granica pomiędzy rzeczową wymianą poglądów, a rękoczynami w tym temacie jest bardzo cienka, dlatego do rozważań zaprosiłem samych kulturalnych dżentelmenów – Grzegorza Kyca, gitarzystę grupy Spiral, Jacka Brzezickiego z bloga Cisza Też Gra, Marcina „Cinka” – gitarzystę Jesus Chrysler Suicide oraz Ksantypa – gitarzystę NTK Ekipy i twórcę vloga Filmiki O Gitarach.

Ksantyp i jego bonusowe ręce.

Na jakim sprzęcie grają: U.K. Subs

W szóstym odcinku „Na jakim sprzęcie grają” moim gościem jest Jet – pochodzący z Japonii gitarzysta, który od 2005 roku zasila skład legendarnej, angielskiej, punk-rockowej grupy U.K. Subs. Dla niewtajemniczonych dodam, że UK Subs od 1976 roku aktywnie realizuje swój plan nagrywania i wydawania płyt, których tytuły rozpoczynają się na kolejne litery alfabetu. W styczniu 2015 roku dopisali literę Y do kolekcji za sprawą nowego krążka pod tytułem „Yellow Leader”, którego recenzję możecie przeczytać na moim drugim, mniej gitarowym, blogu Sylwester Poleca. Wracając do bohatera dzisiejszego odcinka, Jet oprócz sprzęt, z jakiego korzysta opowiedział co nieco o swoich gitarowych inspiracjach, a także o tym, na co można liczyć grając na europejskich festiwalach.

What guitar rig do they use: U.K. Subs

In sixth episode (but first in english) of “What guitar rig do they use?” my guest is Jet from English punk band U.K. Subs. He told me about his actually rig, his guitar inspirations and a weird situation which happened on one of festivals in Czech Republic.

Organizer na gitarowe akcesoria V-Case

Dawno nie było o gadżetach, a sprawiłem sobie ostatnio coś, co z założenia ma ułatwić choć odrobinę moje gitarowe życie. Przeglądając czeluści Internetu natrafiłem na organizer na gitarowe akcesoria V Case, co skłoniło mnie do wprowadzenia porządków w moim osprzęcie. W futerale na gitarę jest taka tajemna przegródka, gdzie można trzymać różne graty. Skrupulatnie z niej korzystam wypełniając ją po brzegi. Trochę burdelu tam jest, ale się mieści. Kiedy miałem jedną gitarę, nie przeszkadzało mi to. Owszem upchałem po brzegi, ale estetycznie być przecież nie musi. Gorzej jak zacząłem korzystać z różnych gitar i woziłem na próby czy koncerty raz jedną, raz drugą, a raz trzecią – trzeba było przekładać te szpargały z futerałów, a jak już zacząłem zastanawiać się, co mi jest potrzebne do danej gitary to po jakimś czasie nie wiedziałem, w którym futerale trzymam daną rzecz.


Test: Pedały głośności BOSS FV-30H i BOSS FV-30L – nowy sprzęt w rodzinie BOSSa

Na tegorocznych targach NAMM Show 2015 w Anheim zaprezentowano trzy nowe rozwiązania marki BOSS dedykowane dla gitarzystów: wypasiony system przełączania efektów BOSS ES-8 oraz dwa pedały głośności  – BOSS FV-30H i FV-30L. Przyznam szczerze, że mimo tego, że gram na gitarze już kilkanaście lat to jeszcze nie zdarzyło mi się korzystać z pedału głośności. Dzięki ekipie Roland Polska mam okazję nadrobić te haniebne braki, bo pedały głośności może nie otworzyły mojego umysły na nowy wymiar gry, ale stwarzają ciekawe możliwości praktycznego wykorzystania – zarówno przy aranżacji piosenek, jak i przy koncertowym graniu.


Czym w ogóle jest pedał głośności i jak się go używa? Zasada działania jest prosta – sterując pedałem możesz podgłaśniać i wyciszać sygnał płynący z gitary. Możesz na przykład płynnie ściszyć gitarę, gdy kończysz numer na koncercie albo grając jeden motyw wyciszać stopniowo dźwięk aż do zera – tak jak kiedyś standardowo kończono wszystkie kawałki na płytach. Coraz ciszej, coraz ciszej i cisza. Zastosowań tego efektu jest jednak znacznie więcej. Obniżając nieco poziom sygnału na przesterowanej gitarze wchodzisz w lekki crunch i jak z tego crunchu chcesz wskoczyć w soczysty przester i wyciąć ładne solo albo zaatakować mocnym riffem to pedał głośności jest do tego stworzony. Swego czasu sporo zastanawiałem się nad tego typu zabiegiem stosowanym na początku utworów, gdzie gitara leciała na ściszonym sygnale, w takim lekko stłumionym, crunchowym stylu, aż nagle wchodziła sekcja, a gitara łoiła już pełnym dźwiękiem. Z pedałem głośności to banał. Możesz też manewrując poziomem głośności akcentować granie ze slidem lub urozmaicać inne techniki. Można pokombinować i myślę, że im więcej się korzysta z tego typu gadżetów tym więcej pomysłów wpada do głowy. Warto podkreślić, że pedałów głośności nie zasilamy. Upraszczając można powiedzieć, że działają jak wpięty w gitarę dodatkowy potencjometr „volume” (tyle, że sterowany stopą) więc zasilania mu nie potrzeba.

Wróćmy do bohaterów naszego tekstu czyli efektów BOSS FV-30H i BOSS FV-30L. Do tej pory rodzina pedałów głośności BOSSa składała się z klasycznych z wiekowej serii FV-50, niedostępnej już FV-300 oraz najbardziej zaawansowanej FV-500. Nowe FV-30 uzupełniają ofertę o proste i solidne pedały kompaktowych rozmiarów. 30tki są o dobrych parę centymetrów niższe i krótsze od standardowych kaczek i pedałów głośności. Ponoć zaprojektowano je w taki sposób, aby zaoszczędzić miejsce w pedalboardzie. Faktycznie, pedałki są zgrabne, a zmniejszona powierzchnia stopy nie wpływa na komfort użytkowania. Co do strony wizualnej sprzętu, to mamy do czynienia z odlewem z grubego na niemal 2mm aluminium w standardowym aluminiowym kolorze. Wiadomo, aluminium nie pomalujesz. Przypomina mi to nieco jedną z serii efektów Ibaneza, ale ten BOSS prezentuje się jakoś bardziej gustownie, chociaż sporo w nim klasycznego wzornictwa. Jakość wykonania nie budzi wątpliwości. Efekt wygląda solidnie, a elementy są dokładnie spasowane.


W serii FV-30 standardowo mamy dwie wersje urządzeń – H, czyli dedykowany do gitary lub basu wysoko impedancyjny pedał z dodatkowym wyjściem na tuner, oraz L, czyli nisko impedancyjny pedał wyposażony w stereo wejście i wyjście dla syntezatorów, instrumentów cyfrowych ale też do wykorzystania z gitarą połączoną z kostkami efektowymi. W przypadku gry z łańcuchem efektów gitarowych pedał głośności wpinamy przed efektami. W FV-30 nie ma żadnych dodatkowych kombinacji, potencjometrów, przełączników czy innych bajerów. Wpinamy kable jak należy i można korzystać. Jeśli chodzi o dźwięk, to nie zauważyłem żadnego cięcia sygnału, ani pogorszenia jakości brzmienia. Pod względem konstrukcyjnym, technicznym i praktycznym jest naprawdę dobrze. Pedał ma wysoką czułość i można na nim robić nawet bardzo subtelne akcenty. Jedyna rzecz , która mnie w tych pedałach głośności nie przekonuje to cena oscylująca w granicach 450 polskich złotych brutto. Jak dla mnie jest nieco zbyt wysoka, a na rynek wtórny nowe pedały głośności pewnie szybko nie trafią. Chociaż nie zaprzeczam, że w przyszłości coś takiego sobie skombinuję.

A jak się gra z nowym pedałem głośności BOSS możecie zobaczyć na krótkim filmie poglądowym. W roli głównej mój świeży nabytek Ibanez AF85 z 2004 roku, podobny rocznikowo, wysłużony wzmacniacz Laney TF300 i całkiem nowe, stylowe skarpetki z rekinami \m/

Na jakim sprzęcie grają: Wild Books

W piątym odcinku cyklu „Na jakim sprzęcie grają” gościmy warszawski zespół Wild Books. Chociaż zespół w tym przypadku, to określenie nieco na wyrost, ponieważ Wild Books to duet składający się ze śpiewającego gitarzysty Grzegorza i perkusisty Karola. Kapela porusza się w estetyce niskobudżetowego rock’n’rolla czerpiącego z songwriterskich tradycji. Chłopaki lubią analogowe brzmienie i old schoolowe klimaty. Przyznam, że mi też to odpowiada. Wziąłem więc na spytki Grzegorza, aby uchylił nieco rąbka tajemnicy w kwestii swojego gitarowego arsenału.

Fot: Aleksandra Osa

Test: MXR Blue Box Octave Fuzz – efekt z krainy osobliwości

Niekiedy nie trzeba być gitarowym wymiataczem, żeby zaskoczyć słuchacza czymś niezwykłym. Czasem wystarczy zwyczajnie ulokować trochę gotówki w ciekawym efekcie gitarowym. Za to właśnie lubię kostkę MXR Blue Box Octave Fuzz czyli efekt, który łącząc brudny, mięsisty przester z octaverem gwarantuje godziny dobrej zabawy i jest doskonałym antidotum na kompozytorską rutynę.

Wygląd kostki nie zapowiada niczego niezwykłego, ot standardowa obudowa MXR tyle, że w sympatycznym niebieskim kolorze. Zapewne stąd ta nazwa… Za to po odpaleniu przesteru robi się ciekawie no i przynajmniej u mnie, od razu pojawia się uśmiech na twarzy. Po prostu mała rzecz, a cieszy.


MXR Blue Box obniża dźwięk o dwie oktawy i dodaje do sygnału efekt brudnego fuzzu. Całym efektem sterujemy za pomocą dwóch potencjometrów – Output oraz Blend. Output reguluje siłę sygnału, a charakterystykę brzmienia ustalamy poprzez kręcenie gałką Blend. Blend zmienia balans pomiędzy sygnałem przesterowanym a wyjściowym. Im więcej go odkręcimy, tym brzmienie będzie gładsze i bardziej konwencjonalne. Zmniejszając zakres Blendu sprawiamy, że zniekształcony sygnał dominuje brzmienie gitary, co pozwala na uzyskanie naprawdę niekonwencjonalnego i osobliwego dźwięku. Ja ustawiam Blend w okolicach 60%, czyli na szaleństwo kontrolowane. Referencyjne brzmienie, jakim chwali się MXR to solówka z numeru „Fool in the rain” Led Zeppelin – Blue Box jest stworzony do takich rzeczy.


Dla mnie MXR BLue Box to przede wszystkim zastrzyk nowych pomysłów i antidotum na kompozytorską nudę. Przy jego użyciu możesz zamiast oklepanego riffu wsadzić coś intrygującego, a z prostej solówki na paru dźwiękach zrobić coś fajnego.

Jakie są minusy Blue Boxa? Nie jest to wszechstronne urządzenie dla każdego. Z pewnością nie będziesz go używać w każdym kawałku, ale jako przyprawa w Twoim pedalboardzie sprawdzi się doskonale. No i jeśli nie zasilasz efektów z zasilacza, tylko wolisz baterie, to będziesz miał trochę zabawy, bo kostka nie ma klapki na baterię.

A jakie brzmienie ukręciłem z tej kostki, możecie usłyszeć na próbkach, które nagrałem u Pawła w studiu Dźwiękonarium. Na nagraniu słychać gitarę Gretsch Pro Jet G5438T, heada Orange Dual Terror, efekt BOSS Digital Delay DD-3 i kolumnę Hughes&Kettner Tubemeister 112.


Gitarowa Mitologia # 1 – Jaką gitarę kupić? Nową czy używaną?

Nowy rok to dobry moment na inaugurację nowego cyklu na blogu. Gra na gitarze, oprócz samego grania daje możliwość poznania wielu osób i wymiany poglądów. Gitarowa pasja zbliża ludzi niezależnie od wieku czy światopoglądu. Przegadałem z gitarzystami wiele godzin i stąd też pomysł na Gitarową Mitologię, czyli próbę zmierzenia się z mitami, które emocjonują wielu z nas. W pierwszym odcinku porozmawiamy o kupowaniu gitar. Często jak rozmawiam o gitarowych nabytkach, to pojawia się opinia typu "Nigdy nie kupuj nowej gitary. Warte uwagi są tylko używane. Najlepiej 10 lat plus". No właśnie. Czy nowa, świeża i pachnąca fabryką gitara prosto ze sklepu jest gorsza od wysezonowanego drewna czy wręcz przeciwnie?
 
Z Gretschem Pro Jet
To opinia w stylu, nie słuchaj nowych zespołów, bo tylko te stare dobrze grają. Dobra gitara powinna być oryginalna, niepowtarzalna, niekoniecznie stara – mówi Rafał Majewski z krakowskiego sklepu muzycznego Skład Muzyczny. – Sprzedajemy zarówno używki jak i nówki. Nówki są równe, a używki nie. Rzadko, kiedy widziałem używki, które by były równie dobre jak nowe gitary. Nówki powyżej pięciu tysięcy złotych są tak zajebiste, że aż głowa boli. Dla sklepów muzycznych oferujących nowy sprzęt problemem jest to, że w Polsce jest ogromny deficyt zaufania do sprzedawców. Byłem absolutnie zdziwiony tym, jak ludzie się do mnie odnoszą. Przychodzi do mnie klient i albo ma mnie za złodzieja, albo mi nie wierzy, że nowa gitara, którą chce kupić jest warta swojej ceny. Często taki klient przychodzi z „doradcą”, który mówi, jaka gitara jest dobra lub zła, a widać, że ani jeden ani drugi nie ma wiedzy w temacie. To jest tak absurdalne, że aż boli fizycznie.

Zakup nowej gitary w sklepie ma swoje zalety. Jedną z nich jest gwarancja i serwis. – W naszym sklepie prowadzimy przeglądy pogwarancyjne i korektę gitar – mówi Grzegorz Łysek z rzeszowskiego sklepu muzycznego Gama. – Dajemy klientom solidne oparcie, które można odczuć w błyskawicznym serwisie, doborze akcesoriów czy doradztwie. Chociaż zdarza się, że gdy nasz doradca już wszystko wytłumaczy i wyjaśni, gdzie tkwią te najważniejsze aspekty wyboru gitary lub poleci jakiś instrument to klient znika i szuka sprzętu gdzie indziej. Ostatnio mieliśmy taką przygodę, gitara pewnej uznanej na rynku marki i problem:  obluzowane gniazdo gitarowe, a w rezultacie oberwane w środku kable. Mało, który klient reaguje od razu, większość czeka aż coś zatrzeszczy w trakcie gry. No i klient pisze czy może gitarę reklamować z naszego sklepu. Dodam tutaj, że wyjaśnił, że gitarę kupił w necie, mój pracownik nakierował go na konkretny model, a w sieci kupił go o 100zł taniej. Dealer w takim przypadku żąda, aby reklamacja miała swój bieg poprzez sklep, który ten towar sprzedał. A więc trzeba gitarę spakować, ponieść koszty odesłania do sklepu, potem sklep wyśle gitarę do serwisu. Serwis uzna gwarancję lub nie, a w tym przypadku na 100% jej nie uzna, po czym gitara przebywa taką samą drogę z powrotem. No i tutaj radzę modlić się żeby żaden z czterech kurierów nie trzasnął pudełkiem...

Zwolennikiem zakupu nowej gitary jest Karol „Panku” Pankiewicz z grupy Mindfield. – Kupowałem cztery gitary i zawsze nówki. Robiłem im lekki tunning z przystawkami i było super, a Dean Cadillac za 1700 zł brzmiał lepiej niż niejeden Gibson – tłumaczy Panku. – W graniu na scenie, jak sie nie jest Irą lub czymś takim, to i tak nie będziesz tak zajebiście nagłośniony, że będziesz słyszał różnice pomiędzy Deanem Cadillakiem a PRS za 13 tysi. No chyba ze ja jestem totalnie głuchy, a wszyscy inni to słyszą.

Mindfield
Zdroworozsądkowe podejście do tematu propagują gitarzyści grupy Spiral. – Wiele osób mówi, że warto kupować starsze instrumenty, bo jeśli miały jakieś ukryte wady, to na pewno zdążyły już się ujawnić w ciągu kilku lat użytkowania – mówi Grzegorz Kyc. – Miałem trochę gitar zarówno nowych jak i używanych i wydaje mi się, że wiek to sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest ogólna jakość wykonania instrumentu. Na dowód tych słów, krótka historia. Dawno temu zdarzyło mi się kupić w sklepie nową gitarę akustyczną z niższej półki cenowej i wszystko było OK do momentu, gdy przyszła zima, a co za tym idzie kaloryfery i niska wilgotność w mieszkaniu. Gitara stała w mieszkaniu i gryf się wypaczył. Na wiosnę szczęśliwie wszystko udało się skorygować, ale trochę strachu było. Rok później problem już nie wystąpił, więc można stwierdzić, że drewno w tym egzemplarzu było niewystarczająco wysuszone. Kilka lat później szarpnąłem się na nowego, porządnego akustyka firmy Dowina i mimo identycznych warunków przechowywania nie miałem z nim nigdy żadnych problemów. Jaki z tego morał? Nieważne, czy gitara stara czy nowa, ważne czy przyzwoita.

Gitara ma grać, stroić, być wygodna w obsłudze i brzmieć – dodaje Mateusz Mazur ze Spirala. – Nieważne czy ma rok, dziesięć czy pięćdziesiąt lat. Każda gitara jest inna, stąd ogranie przy nowym instrumencie jak dla mnie nie wiąże się z sezonowaniem drewna, tylko ze stopniowym przyzwyczajaniem się muzyka do instrumentu.

Zwolennikiem starszych rocznikowo gitar jest Paweł „Piguła” Czekała z The Analogs, którego zapytałem o zakupowe preferencje. – Wszystko poza Gibsonem Les Paulem od Traditionala w górę jest gówno warte i w ogóle nie ma po co tego kupować – stanowczo stwierdza Paweł. – No chyba, że do grania w domu albo na próbach. Taka jest smutna prawda, jeśli chodzi o te gitary, które teraz produkują. Nowe Gibsony też są do dupy. Szczególnie te z serii Tribute i reszta niższych modeli. Ja kupuję gitary bardzo różnie. Zdarzało mi się kupować nowego Gibsona ze sklepu, ale zawsze brzmiał gorzej niż te starsze modele. Teraz mam Les Paula Speciala z 2002 roku z przetwornikami p-100 i jest niemożliwy. Jeżeli miałbym coś radzić, to lepiej kupić z drugiej ręki, bo taniej i na pewno drewno będzie "odleżane". Poza tym można kupić sporo bardzo dobrych japońskich gitar (jeśli mówimy o les paulach) z lat 70-80, które dorównują Gibsonowi, ale trzeba je przed zakupem sprawdzić, a najlepiej skonsultować z kimś, kto się zna na gitarach, bo można się wbić w dodatkowe koszty.

The Analogs

Do gitarowej archeologii zachęca również Alex Carlin, amerykański gitarzysta i wokalista, rekordzista Guinnessa w kategorii najdłuższy koncert solowy. – Najlepiej poszukać elektrycznej gitary z lat 60-tych lub wczesnych 70-tych ubiegłego wieku – zachęca Alex. – Co do akustycznych, to dobre są modele z lat 30-tych, 40-tych lub 50-tych. Drewno z wiekiem robi się coraz lepsze. Także te gitary, które były kiedyś seryjnie produkowane były robione w przeszłości z lepszego drewna. Oczywiście nadal produkowane są wspaniałe gitary, ale na przykład gitary Fendera były znacznie lepsze zanim firma została kupiona przez CBS w okolicach 1965 roku, więc te Fendery z ery przed CBS były lepsze od tych późniejszych.

Alex Carlin
Czasem zakup używanej gitary podyktowany jest względami programowo-artystycznymi. Tak jest w przypadku hard-rockowej załogi Steel Velvet Wszystko, co mamy kupiliśmy używane. Nie inaczej jest z gitarami – mówi Mariusz Belcer, gitarzysta Steel Velvet. – Wynika to z faktu, że naszą muzyką nawiązujemy do lat 80' czy 70' i chcąc osiągnąć zadowalające brzmienie musimy się opierać na starym sprzęcie. Jak dla nas to na pewno gitara używana i wiekowo jak najbliższy tym czasom. Kupujemy stare instrumenty, ale nie wynika to z uprzedzeń do nowych tylko z powyższego.

Steel Velvet
O gitarowe zakupy zapytałem też kolegę po fachu, czyli Jacka Brzezickiego, gitarzystę i autora bloga Cisza Też Gra. Należałoby zacząć od tego, że drewno powinno być wysezonowane zanim złoży się z niego gitarę. Coraz częściej jednak, w wyrobach średniej klasy tak nie jest, stąd często z ust wieloletnich wyjadaczy pada "tylko lata 90' i wcześniej" – mówi Jacek. –  Początkującym gitarzystom, w przypadku których wybór pada zazwyczaj na nowe instrumenty, radziłbym rozglądnąć się na rynku wtórnym. W tej samej cenie, czyli w kwotach rzędu 1500 – 2000 zł, można już znaleźć gitary półprofesjonalne z drugiej ręki. W przypadku bardziej doświadczonych graczy i wioseł, z których dostępnością jest bardzo ciężko, nie widzę przeszkód żeby kupować nowe gitary. Ostatnimi czasy miałem do czynienia z najnowszymi wypustami Schectera, mianowicie Banshee i sygnaturą pana Merrowa. Obydwie gitary zrobione były i grały odpowiednio do ceny. Czy z czasem grałyby jeszcze lepiej? Wątpię. Uważam, że gitara nie "rozgrywa się", tylko bardziej dopasowuje do użytkownika. Wózki w mostku się docierają, siodełko się dociera, regulujemy gitarę pod siebie, gramy, gramy i jeszcze raz gramy, przyzwyczajamy się do niej, po jakimś czasie nie pamiętamy tak naprawdę jak gitara grała w momencie jak ją kupiliśmy. W sieci można odnaleźć firmy, które za odpowiednią opłatą potrafią dopasować brzmienie drewna tak jak tego chcemy. Polegać ma to na tym, że podczas tego procesu przemieszczane są „skupiska wody” w ten sposób, żeby później brzmiało to tak jak sobie zażyczył właściciel. Czy to wciąż rozgrywanie czy magia audio-voodoo? Podsumowując, nie jestem przeciwny nowym instrumentom, ale przede wszystkim muszą to być świadome wybory doświadczonych muzyków. Nieświadomy gitarzysta bardzo często dostanie w sklepie towar, który po prostu zalega i sprzedawca chce go wypchnąć. Takim praktykom mówię stanowcze nie.

Grzechem byłoby nie zapytać o te sprawy człowieka, który gitary zna od podszewki. Wybór padła na Marka Witkowskiego, lutnika, producenta gitar i przetworników marki Witkowski Custom Guitars. – Gitara, która „grała” intensywnie przez np. 10 lat ma przewagę nad nową w tym sensie, że jest ustabilizowana mechanicznie i struktura drewna została „poukładana”. Na tym polega rozgrywanie gitary – tłumaczy Marek Witkowski. – Dźwięk staje się bardziej szlachetny, okrągły i pełniejszy. W opozycji do nowej gitary nie ma tej surowości w brzmieniu. To jest generalna zasada. Ale gitara nowa, wykonana z dobrych materiałów i przemyślana konstrukcyjnie pod kątem uzyskania założonego brzmienia, też będzie grała dobrze, a z czasem coraz lepiej. Budżetowe gitary bywają różne: dobre i złe. Może się trafić gitara z dolnej półki brzmiąca jak ta za milion dolarów i odwrotnie. Kupując gitarę należy sprawdzić ją wszechstronnie pod kątem dokładności wykonania, czy stroi, jak rezonuje, czy nie jest głucha, bo spotkałem kiedyś Strata za 5200 zł głuchego jak pień. Brzmienie jest wynikiem kompromisu między gatunkami drewna, konstrukcją, akcesoriami i przetwornikami użytymi w konkretnej gitarze. Jednak najwięcej zależy od muzyka. Są tacy, którym nie robi różnicy, na czym grają, bo im zawsze brzmi dobrze. I do tego należy dążyć, a reszta nie będzie taka ważna. I najważniejsza uwaga, nie należy kupować gitar oczami a zawsze starać brzdąknąć na niej przed wydaniem kasy.

A jakie są moje doświadczenia w tym temacie? Moja pierwsza gitara marki Mayones (nie z tych wypasionych współczesnych Mayonesów) była kupiona w sklepie. Była wygodna i dobra dla początkującego wioślarza, ale mega budżetowa. Dziś już nie stroi, ale wygodna jest nadal :) Swojego Fendera Stratocastera kupiłem w 2003 roku ze sklepu. Jestem mega zadowolony. W ubiegłym roku nabyłem gitarę Gretsch Pro Jet prosto ze sklepu i też nie narzekam, choć za podobną kasę mogłem kupić jakiegoś starszego Japończyka. Gretschów na wtórnym rynku nie ma zbyt wiele, więc skorzystałem z opcji sklepowej. Z drugiej ręki kupiłem używanego Telecastera z serii sygnatur Squier by Fender. Skusiła mnie atrakcyjna cena, ale żeby dopasować ją do swoich wymagań będę musiał jeszcze trochę kasy w nią władować. Choć i tak wyjdę na swoje. Moja rada jest taka. Nie kupuj gitary na pierwszej wizycie. Przyjedź raz, ograj sprzęt, poczekaj aż ekscytacja minie, a potem zaglądnij jeszcze raz czy dwa, zanim finalnie wyłożysz kasę. Ważne jest pierwsze wrażenie, związane z wygodą gry. Jak na początku nie leży w ręce, to będziesz musiał włożyć więcej wysiłku, żeby dopasować gitarę do siebie i się do niej przyzwyczaić. Tak miałem z Gibsonami, więc kupiłem Gretscha, bo chciałem mieć gitarę typu Les Paul. Gdybym miał kupować jeszcze raz sprzęt z drugiej ręki, to raczej od gitarzysty, którego dobrze znam. A jakie jest Twoje zdanie?

Ja i mój Fender. Styczeń 2015.

Lampowe wzmacniacze DL Amps od Davida Labogi

O Davidzie Laboga i produkowanym przez niego sprzęcie parę razy już pisałem. Głównie w kontekście kabli gitarowych. Jednak nie samymi kablami David żyje. Z powodzeniem produkuje już kolumny gitarowe, a na najbliższe miesiące szykuje coś nowego – DL Amps, czyli premierową serię wzmacniaczy lampowych montowanych niezautomatyzowaną metodą point-to-point.

W serii mają pojawić się dwie wersje wzmacniaczy. Pierwsza będzie dedykowana do grania w klimatach blues / vintage-rock, a druga to już konkretne metalowe uderzenie. Sprzęt będzie dostępny w dwóch wariantach o mocy 10W lub 50W. Tak naprawdę na razie niewiele wiadomo, więc podpytałem Davida o więcej szczegółów dotyczących nowego projektu.

DL Amps to będzie polski High End wśród wzmacniaczy lampowych – zapowiada David Laboga. – Zrobimy dwie wersje wzmacniaczy: standardową w tolex oraz specjalne wersje custom shop, ale to zostawiam jako niespodziankę. Co do konstrukcji to idę na prostotę. Osobiście nie lubię jak wzmacniacz ma milion gałek, więc zamierzamy stworzyć przyjazne w obsłudze wzmacniacze. Z DL Amps nie odkrywamy Ameryki, ale nasza jakość wykonania, brzmienie i styl będą się różniły od sprzętu konkurencji. Bluesowa wersja DL Amps pojawi się już w lutym 2015 roku, a w marcu ukażą się pierwsze sztuki wzmacniaczy dedykowanych do metalu

Sądząc z podekscytowania Davida to zapowiada się ciekawie. Będę śledził postępy w tej sprawie. David Laboga robi porządne kable, ale czy zrobi równie udane wzmacniacze? Trzymam kciuki, bo wiadomo, im więcej dobrego dzieje się na lokalnym rynku, tym lepiej dla polskich gitarzystów.

Najchętniej czytane, czyli TOP 10 dogitary.blogspot.com

Witam w 2015 roku! Styczeń oprócz mocnego postanowienia poprawy jest dobrym momentem na podsumowanie mojej blogowej aktywności. Zwłaszcza, że do tej pory tego nie robiłem. Pomysł na bloga dla gitarzystów chodził mi po głowie od dobrych paru lat, ale pierwszy tekst na dogitary.blogspot.com pojawił się dopiero w styczniu 2012 roku. Od tej pory z mniejszymi lub większymi przerwami dzieliłem się z Wami różnymi opiniami i tekstami związanymi z gitarą. Łącznie z tym wpisem zrobiłem to 107 razy. W 2014 roku dość mocno się opierdzielałem, stąd te postanowienie poprawy we wstępie, więc ostatniego roku nie ma co podsumowywać. W zamian przygotowałem zestawienie 10 najchętniej czytanych postów od początku działalności dogitary.blogspot.com. Linki ukryłem w tytułach tekstów. No to jedziemy.


1.    Na jakim sprzęcie grają: Kabanos
Grając na gitarze nie da się uniknąć podpatrywania innych gitarzystów. Zarówno jeśli chodzi o styl gry, jak i o sprzęt, z jakiego korzystają. Stąd pomysł na cykl „Na jakim sprzęcie grają”, w którym kierując się mocno subiektywnym kluczem prezentuję gitarzystów, którzy wydają mi się szczególnie interesujący. Dla Was szczególnie interesujący był odcinek z Kabanosem, który jak dotąd jest najpopularniejszym wpisem na blogu. Pozdrowienia dla kiełbasianej załogi! Tekst znajdziecie tutaj.
 
2.    Sklep muzyczny od drugiej strony lady
Testując sprzęt zawsze stoję po stronie wybrednego, gitarowego konsumenta. Żeby była jakaś równowaga przygotowałem artykuł, w którym dopuściłem do głosu właścicieli sklepów muzycznych i producentów sprzętu. Co ich wkurza na gitarowym rynku? Warto wiedzieć.

3.    No Logo – kostka z własnym nadrukiem
Kto z Was nie chciałby mieć lansiarskiej kostki z własnym nadrukiem? Ja chciałem i mam. A magazyn kostek uzupełniam w No Logo Picks. Z czystym sumieniem polecam.

4.    Chaos – ręcznie składane polskie efekty gitarowe 
Krótki tekst o polskiej manufakturze efektów gitarowych Chaos. Nie miałem okazji korzystać z tego sprzętu, więc niewiele więcej mogą o nim powiedzieć. Oprócz tego, że Chaos znalazł się w pierwszej piątce najchętniej czytanych tekstów.

5.    Zasilanie pedalboardu – Tomanek Case-3
Rzecz o polskim zasilaczu do pedalboardu marki Tomanek model Case-3. Korzystam z tego sprzętu już blisko trzy lata i nadal działa bez zarzutu. A wiadomo, punk rockowe koncerty to często ludzie na pedalboardzie, piwo na pedalboardzie, krew na pedalboardzie i łzy na pedalboardzie. Tomanek Case-3 nie wygląda jak pancernik Potiomkin, ale przeżył wszystkie dotychczasowe crash testy bez szwanku.

6.    Lodówka Marshalla 
Wzmianka o tym, że Marshall wypuści na rynek rock’n’rollową lodówkę. Jak widać jest to dość emocjonujący temat. Ktoś z Was ma już coś takiego w swojej sali prób?

7.    Na jakim sprzęcie grają: The Analogs 
W TOP 10 uplasował się także pierwszy odcinek cyklu „Na jakim sprzęcie grają”. Jego bohaterem był Paweł „Piguła” z The Analogs. Niegdyś basista, a obecnie przekonwertowany na jedyny słuszny instrument rokujący gitarzysta ;)

8.    Mocowanie efektów w pedalboardzie 
Ważny temat. Zwłaszcza, że wśród wyszukiwanych fraz w google prowadzących na mojego bloga znalazłem kiedyś „Efekty mocuję za pomocą rzepy”. Rzepa nic tu nie pomoże. Nawet czarna. Ja osobiście nie korzystam z warzyw mocujących, a jaki jest mój patent? Więcej w tekście.

9.    Dunlop Teckpick – metalowa kostka do gitary 
Jak grać metal to pewnie metalową kostką? Logiczne. Przetestowałem Dunlop Teckpick i nie zostałem fanem tego rozwiązania. Bardziej do gustu przypadły mi kostki V-Picks, ale tekst o nich nie znalazł się w blogowym TOP 10. Ale co tam się będę ograniczał, możecie przeczytać go tutaj.

10.    DL David Laboga Perfection – najbardziej wypasiony polski kabel do gitary 
Dużo na blogu pisałem o polskich kablach do gitary. Po części dlatego, że jednym z moich założeń było pisanie głównie o polskim sprzęcie gitarowym. Wszystkie teksty na ten temat otagowano, jako Made In Poland. Wracając do kabli, testowałem przewody Laboga, Red’s, Mayones Soundstage, ale na miano najbardziej wypasionego kabla zasłużył DL David Laboga Perfection. Często z niego korzystam, zwłaszcza w studiu i faktycznie jest nie do zdarcia.

Tym skromnym podsumowaniem zamykam rozdział historyczny. W tym roku będzie trochę inaczej niż do tej pory, ale o tym przekonacie się już w trakcie.