Na jakim sprzęcie grają: Kabanos

Po punkowcach z The Analogs i progresywnym Spiralu nadszedł czas na kolejny odcinek serii „Na jakim sprzęcie grają”. Tym razem mam dla Was jeden z najlepszych gitarowych zespołów w kraju o smakowitej nazwie Kabanos. Zespół, który działając zgodnie z ideą DIY podbija polską scenę grając na największych festiwalach i wyprzedając nakłady swoich kolejnych płyt. Na parę pytań odnośnie sprzętowego zaplecza Kabanosa odpowiedział gitarzysta zespołu Mirek Łopata.


Kabanos powstał jako luźny żartobliwy projekt, ale z zabawowego grania przekształcił się w, moim zdaniem, jeden z najlepszych gitarowych zespołów w kraju. Jak do tego doszło i czy od razu zakładaliście, że będziecie podawać humorystyczne treści w precyzyjny, techniczny sposób? 

Mirek Łopata: Od początku Kabanos zakładał, że będzie humorystyczny, ale technika przyszła dużo później. W trakcie długoletniej ewolucji zespołu przewinęła się przez niego cała masa muzyków (lub pseudomuzyków) z różnymi umiejętnościami i podejściem do życia i grania. Na początku nie chodziło o to, żeby wyciskać z siebie siódme poty na próbach i być technicznie doskonałym.  Miało być po prostu fajnie i śmiesznie –  i tyle.  Z upływem czasu, a co za tym idzie, z większą ilością zagranych koncertów i nagranych płyt, zmienia się świadomość  muzyka. Więcej się gra, więcej słucha i od siebie wymaga się więcej, bo już np. przestaje rajcować banalne granie. Sam fakt, że w ogóle gramy w zespole, nie wystarczy już żeby cieszyć się jak dziecko.  Szuka się czegoś szczególnego, co zainteresuje nas i być może także kogoś innego. Wspomniałeś, że uważasz Kabanosa za jedną z najlepszych gitarowych kapel w kraju (śmiech). Zamiast kłócić się z Tobą o to stwierdzenie, ustosunkuję się do niego  z mojego punktu widzenia.  Zależy, co rozumiemy  przez stwierdzenie „dobra kapela”. Czy chodzi o to, że ma dobrych muzyków, czy o to, że ma dobre pomysły na utwory? Można być świetnym muzykiem, który jest automatem do grania skomplikowanych skal, fraz itp., lecz słabo te rzeczy stosującym w praktyce, czyli w konkretnym utworze. Muzyka to szczególna dziedzina, gdzie, w odróżnieniu od np. matematyki, nie mamy ściśle określonej liczby rozwiązań danego problemu, lecz może być ich bardzo, bardzo wiele. Często bywa tak, że najlepszym rozwiązaniem jest nie zrobić nic, tzn. przemilczeć dany fragment i daje to jakże korzystniejszy efekt niż solówka z lawiną dźwięków. Jeśli chodzi o mnie, to bardziej powalają mnie zagrywki i melodyjki, które swą prostotą wbijają się w głowę słuchacza, niż misterne, mega-szybkie solówki grane przez topowych gitarzystów niezmiennie od 25 lat.  Nie chodzi to, że nie potrafię grać szybko, bo potrafię (śmiech), ale dla mnie szybkość w muzyce jest tylko środkiem do uzyskania pożądanej ekspresji, a nie celem samym w sobie. O kilka trafnie osadzonych dźwięków jest równie trudno, a może nawet trudniej. Takie wartości staram się  wnosić do Kabanosa, więc w Twoim stwierdzeniu zamieniłbym sformułowanie „jeden z najlepszych” na „jeden z najciekawszych”, a co do precyzji grania, to pomyłki na żywo zawsze były, są i będą! 


Mirek, przejdźmy do sprzętu. Zauważyłem, że swego czasu korzystałeś z pedalboarda wypełnionego budżetowymi kostkami Behringera, o których częściej słyszy się konkretną krytykę niż pochwały. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten zestaw? Dalej z niego korzystasz? 

MŁ: Jak powiedział The Edge z U2, kocham efekty, bo pchają muzykę do przodu. Od razu nadmienię, iż nie jestem endorserem tej firmy, nie mniej jednak efekty Behringera to 90% mojej podłogi. Dlaczego Behringer? Ano dlatego,  że jest tani (śmiech), a tak na poważnie, to nie kupuję kostek Behringera jak leci, tylko takie, które mnie interesują i mogą coś ciekawego wnieść do zestawu, a jest takich sporo. Nie jestem gitarowym audiofilem, który słyszy to, co niesłyszalne. Od razu zaznaczam czytelnikom, że to, co piszę, to jest wyłącznie moja opinia i proszę  własne odrębne zdanie zachować dla siebie.  Niektóre żelazne pozycje w pedalboardach są niezmienne. Nie znam gitarzysty, który w szufladzie nie ma delaya. Delayów jest na rynku cała masa, z ogromną rozpiętością cenową, ale zawsze chodzi o jedno – o opóźnienie sygnału. Jeśli urządzenie za 100zł daje mi efekt, który mnie satysfakcjonuje, to po co mam kupować stompbox topowej marki za np. 700zł, który robi to samo? W to miejsce wolę przetestować siedem innych ciekawych efektów. Inny przykład: kupiłem kostkę Behringera US600 (Ultra shifter/harmonist), po to, żeby octaverem uzyskać efekt 12-strunowej gitary na żywo. Efekt wyszedł marnie, ale ta kostka ma kilka trybów pracy, m. in. Detuner góra/dół – i tak w cenie 160zł mam efekt symulujący Digitech Whammy, który w  oryginale kosztuje wiadomo ile... Broń Boże, nigdy nie byłem wyśmiewany za takie upodobania sprzętowe, powiem więcej - niektórzy gitarzyści w rozmowie ze mną są pełni uznania, że na przekór stereotypom  wybieram takie budżetowe rozwiązania i mogę tym sposobem uzyskać równie ciekawe efekty, co inni na pedalboardach za półroczną wypłatę. Zacytuję naszego wokalistę Zenka Kupatasę: „Z prądem rzeki płyną tylko zdechłe ryby” (śmiech).

Z jakiego sprzętu oprócz kostek Behringera korzystasz obecnie?

MŁ: Oprócz firmy na „B” używam także kaczki Dunlop Cry Baby, oraz Polytune firmy TC Electronics – najdokładniejszy, najszybszy, najbardziej niezawodny tuner na świecie! Aha, podstawowy przester tylko z pieca, bo został zaprojektowany do pracy z konkretnym wzmacniaczem i często z konkretną kolumną. Żadne kostki nie dadzą takiego efektu. Można oczywiście używać kostek distortion, fuzz  itp, jak się chce uzyskać brudne, dziwne, pokaleczone brzmienie, ale prawdziwy, mięsny przester – tylko z pieca!

Wzmacniacz: Marshall JCM 2000 TSL 100 – ci co lubią, to wiedzą o co chodzi, ci co nie lubią, niech sobie grają na tym co lubią... kolumna Marshall 1960A. Kable jak kable, mają być odpowiedniej długości, mają nie przerywać i nie trzeszczeć, tyle o kablach z mojej strony.

Gitarki: Najczęściej można mnie zobaczyć z Gibsonem Les Paul – i dobrze, bo to wiosło nieprzejednane w bojach. Czasem mam wrażenie, że Lester Polfuss projektując tę gitarę w latach 50-tych, brał pod uwagę, że to ja w przyszłości będę na niej grał (śmiech). Lubię modele Standard i Classic. W Gibsonach jest wszystko co potrzeba: brzmienie, wygoda, ergonomia, precyzja wykonania, no i wygląd pasujący zarówno do skórzanych spodni, jak i do garnituru. Wersji Studio, Special i Faded nie lubię, bo niby fajnie grają, ale jakieś takie niemiłe dla oka, a to też przecież ważne. Oprócz tego, model SG lubię za łatwy dostęp do wysokich progów i diabelski wygląd.  Także model Explorer (nie posiadam, ale może kiedyś) cenię za wygodę grania, śpiewne brzmienie na cleanie, ciężkie na przesterze i drapieżny, wyjątkowy wygląd, zaprojektowany w 1958 roku, czyli na długo przed tym, jak zaczęto doceniać tę gitarę w muzyce metalowej. Firma Gibson po raz kolejny okazała się dalekosiężnym wizjonerem!  Mam także Arię Pro II semi-hollow z 1985r. do bardziej brytyjskiego grania i fajnych, ciepłych cleanów oraz kilka innych mniej lub bardziej ciekawych gitarek, z których korzystam lub nie, ale są moje i nie oddam. 


Twoja pierwsza gitara to?

MŁ: Pierwsza gitara ever to ruskie pudło no name. Ani to klasyczna, ani akustyczna – takie niewiadomo co. Ojciec mi ją kupił na bazarze. Na 12-tym progu odległość struny od gryfu to jakieś 2 cm, ale jakoś się na niej grało. Mam ją jeszcze, z sentymentu trzymam. Jak na takiej zagrasz, to na każdej zagrasz. Pierwszy elektryk  to Defil Aster (haha!!!!) czyli namiastka Les Paula dla upośledzonych Polaków PRL-u (śmiech). Kiedyś mi się przyda, może na emeryturze w czarnej godzinie kupię sobie za nią balkonik albo szwedkę, a może w przyszłości będzie tyle warta, że i całą trumnę (śmiech).

Kończycie prace nad albumem „Dramat współczesny”. Czym zaskoczycie pod gitarowym względem na nowej płycie Kabanosa? Sięgniecie ponownie po akustyczne brzmienie?

MŁ: Jeśli chodzi o nową płytę, to akustycznego brzmienia tam nie będzie, ale będą inne rzeczy. Na pewno dużo więcej efektów, nigdy wcześniej nie używanych w Kabanosie. Muzycznie nowy album będzie bardziej zróżnicowany pod względem klimatycznym. Znajdą się tam bardzo ostre, jak i bardzo  melancholijne utwory. Na pewno nie można tego porównać do wcześniejszych płyt, to będzie coś naprawdę nowego! Sam nie mogę się doczekać,  żeby usłyszeć efekt końcowy.

Najtrudniejsze na koniec. Co jest ważniejsze w Kabanosie – muzyka czy tekst?

MŁ: No tak, to trudne pytanie. Tak naprawdę powinni na nie odpowiedzieć nasi fani, bo to oni są finalnym odbiorcą. Myślę, że obie te rzeczy są równie ważne, bo bez takich tekstów, ani takiej  muzyki nie było by Kabanosa w obecnej formie. Faktem jest, że w większości przypadków najpierw powstaje muzyka, ona jest motorem napędzającym tematykę tekstu. Inspiracje do pisania tekstów Zenek czerpie z różnych elementów życia, nie tylko muzycznych, ale myślę, że to właśnie klimat nowopowstałego utworu podpowiada mu, o czym chciałby napisać tekst. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu zaspokoiłem Waszą ciekawość. Pozdrawiam czytelników dogitary.blogspot.com i do zobaczenia na koncertach!

Rodzinne foto Kabanos + The Sabała Bacała AD 2012 (Fot: Beth)

Fotki Kabanosa pochodzą z https://www.facebook.com/Kabanos1

1 komentarz:

  1. No tak Pan Mirek stosuje tanie efekty Behringera a równocześnie ma drogą gitarę Gibsona. Czemu więc nie gra na tanim Squier? Przecież lepiej mieć 10 Squier-ów niż jednego Gibsona.
    Myślę, że nie tędy droga. Jakie porównanie ma człowiek, który jeździ całe życie małym Fiatem do jeżdżenia Ferrari skoro nigdy nawet do niego nie wsiadł...
    Zgodzę się oczywiście z tym, że nie wszystko co tanie jest złe ale mówienie, że maluch to to samo co Ferrari mija się z prawdą.
    Po prostu niektórym wystarcza maluch a innym już nie, dlatego jedni inwestują w dobry sprzęt a inni nie.

    OdpowiedzUsuń