Testujemy octave fuzz Bies od Visar Stompboxes

Kolejnym po Homenie efektem Ślązaków z Visar Stompboxes, który miałem okazję przetestować jest octave fuzz o abstrakcyjnej, ale swojsko brzmiącej nazwie Bies. Jako, że Rzeszów leży niedaleko Bieszczad od razu wiązałem z nim pozytywne emocje. Czego można się spodziewać po Biesie? Szatańskiego przesteru rodem z norweskich black metalowych albumów? Zdecydowanie nie. Podobnie jak Homen, Bies jest ukłonem w kierunku klasyki brzmienia vintage.


Bies posiada jedynie dwa potencjometry – Balance i Shape. Potencjometr Balance, jak sama nazwa wskazuje, ustawia proporcje między sygnałem wejściowym a przesterowanym.  Shape wpływa na brzmienie efektu. Grając na Biesie z początku mocno odkręciłem gałki i do mojej głowy wpadła niepokojąca myśl, której eufemizmem będzie określenie „ojej, coś jest nie tak”. Przy ustawieniu balance i shape na maksa, zabrzmiało to nienajlepiej (próbka audio znajduje się na końcu filmu, który znajdziecie na dole tekstu). Producent określa takie ekstremalne ustawienie jako „skrzeczący octave”. No skrzeczący to on jest :) No nie jest to brzmienie, którego pożądają miliony gitarzystów, ale oczywiście da się z Biesa ukręcić coś milszego dla ucha. Skręcając Shape w dół zbliżamy się do bardziej konwencjonalnego brzmienia. Prawdę mówiąc, jak dla mnie Bies najlepiej sprawdza się w pozycji Balance na maksa i Shape na minimum. Nie mamy wtedy wprawdzie efektu octave a sam fuzz, ale ten fuzz ma w sobie coś fajnego. Jak chcemy go nieco podkręcić np. do solówek to można odkręcić shape na powiedzmy 15%. Wtedy fuzz robi się bardziej ostry, a octave dodaje mu przestrzeni. Dalej jest już piekło, w którym rządzi skrzeczący Bies, a z nim to trzeba ostrożnie.


Z efektów octave fuzz korzystam z MXR Blue Box (recenzja i próbki tutaj) i jego brzmienie przekonuje mnie bardziej od Biesa, ale nie są to efekty, że tak powiem, bliźniaczo do siebie podobne. Natomiast jeżeli potrzebujesz bardziej klasycznego fuzza  i mniej objechanego niż Blue Box to być może Bies spasuje Ci bardziej. Na efekcie MXR ciężko z kolei ukręcić takie zwyczajnie sfuzzowane brzmienie, jakie masz na Biesie, z kolei octave nie jest taki skrzeczący. Kwestia gustu i własnego zapotrzebowania.

Podobnie jak w przypadku Homena, wykonanie i grafika na Biesie prezentuje się świetnie. Motyw z hybrydą drzewa i kozła budzi skojarzenia z pogańskimi wierzeniami z czasów przed panowaniem Mieszka I. Ponownie minusem jest plastikowa podkładka pod przełącznikiem,  ale to już kwestie estetyczne, a nie wady praktyczne. Co do elektronicznych bebechów to na pokładzie mamy kondensatory foliowe WIMA, przełącznik z true bypassem, potencjometry ALPHA i standardowe gniazdo do zasilania 9V. Efekt nie ma możliwości zasilania bateryjnego, ale szczerze to przez kilkanaście lat grania, ani razu nie zdarzyło mi się korzystać na scenie z zasilania bateryjnego. Nie wiem czy to kwestia zbytniego asekuranctwa, ale większe zaufanie zawsze miałem do zasilaczy.

Na deser próbka Biesa w ustawieniu Balance na max z powoli zwiększającym się Shapem. Po video jest krótka wrzutka ze studyjną próbką nagraną w rzeszowskim studiu Dźwiękonarium, o której pisałem wcześniej. Wykorzystany sprzęt: podrasowany Squier Telecaster, wzmacniacz Laney TF300 na kanale czystym, kable Laboga i DL David Laboga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz