Jak bardzo źle brzmi head Marshall MA100H ?

Dziś krótko i na temat. Miałem ostatnio, co nieco do czynienia z headem Marshall MA 100 H – tak, od tego znanego producenta lodówek i słuchawek – i jest wyjątkowo rozczarowujący. O ekonomicznej serii lampowych headów Marshalla usłyszałem, kiedy byłem skromnym użytkownikiem tranzystorowego Laneya TF 300. Myślałem nad zakupem lampy, ale budżet miałem bardzo symboliczny. Dotarła do mnie wówczas wieść o nowej, niesamowitej serii lampowych headów, o konkretnej mocy i to jeszcze od znanego producenta! Naprawdę długo się wahałem, bo całość wyglądała całkiem apetycznie. Postanowiłem jednak odłożyć zakup, na kiedy indziej, dozbierać trochę waluty i kupić coś wyższej klasy. Dziś już wiem, że było to najlepsze rozwiązanie z możliwych.

Jeśli zobaczysz takie logo to wiedz, że coś się dzieje

Dlaczego? Head Marshalla z serii MA ma kilka podstawowych minusów. Wykonany został z tańszych (czyt. gorszych) komponentów, jest wielki i ciężki, a co najgorsze – brzmienie kanału przesterowanego jest wręcz żenujące. Wydaje się, że masz dużo gałek i coś fajnego da się na pewno z niego ukręcić. Może się da, ale ja nie byłem świadkiem takiego olśnienia. Ogólnie, ciężko u Marshalla znaleźć dobrego wzmaka z fajnym drivem. O dobry kanał czysty znacznie łatwiej, ale przestery zawsze miał problematyczne. Jednak nie były aż takie toporne, siarzaste, płaskie i drażniące jak te w serii MA. Widziałem i słyszałem wiele, ale MA z czystym sumieniem odradzam. Chyba, że chcesz taki sprzęt traktować, jako rockowy mebel, to wtedy może się sprawdzi.

Jeżeli szukasz nowego, taniego, lampowego heada i zastanawiasz się nad zakupem Marshalla z serii MA to pomyśl jeszcze chwilę. Najlepiej tyle, aż dozbierasz parę złotych na coś lepszego.

Na jakim sprzęcie grają: Spiral

Pora na drugi odcinek cyklu „Na jakim sprzęcie grają”, w którym prezentuję interesujących, moim zdaniem, gitarzystów i sprzęt, jakim się posługują. Po street punkowym The Analogs ze Szczecina zmienimy klimat na progresywny i przenosimy się do Rzeszowa, gdzie od lat coraz śmielej poczyna sobie zespół Spiral. Grupa pracuje obecnie nad następcą bardzo dobrze przyjętego albumu „Urban fable” z 2009 roku i wraca do regularnego koncertowania. Z tej okazji postanowiłem spytać gitarzystów SpiralMateusza Mazura i Grzegorza Kyca – na jakim sprzęcie grają.

Mateusz Mazur i jego Mayones Regius 7 Custom

Kowbojski pedalboard od Western Cases

Nadszedł dzień, w którym mój pedalboard wyrwał się spod kontroli i trzeba go było ujarzmić na nowo. Prozaiczny powód – stary, zakupiony po taniości na allegro board o szerokości 70cm okazał się za mały, więc sprawiłem sobie nowy, większy i solidniejszy. Wybór padł na manufakturę poznańskich kowbojów z Western Cases, o której ostatnio pisałem.
Żeby się nie ograniczać, wybrałem board o szerokości 90 cm – co jest maksymalnym rozmiarem, który sensownie mieści się w bagażniku samochodu osobowego :) – głębokości 35 cm (która na luzie pomieści dwa rzędy kostek), oraz wysokości zaledwie 7 cm (dopasowanej do standardowych kostek gitarowych i cry baby Dunlopa). Nie jest to wcale mało, bo nawet jak się zarzuci jakiś kabel na kostki to wszystko i tak elegancko się dopina. Taki rozmiar boarda gwarantuje, że będzie duży, obszerny i całkiem zgrabny.

Podealboard wykonano z mocnej sklejki, klasycznych aluminiowych profili oraz zgrabnych płaskich narożników (można zamówić też kulowe). Zaskoczyły mnie nieco charakterystyczne walizkowe zapięcia, ale choć nie sprawiają wrażenia pancernych wykonane są z mocnego materiału. Przy okazji są wygodniejsze od motylkowych. Wnętrze wykonano dokładnie i starannie. Nic się nie odkleja, a kocowaty materiał przyklejono równo i precyzyjnie.
Ogromny plus dla Western Cases za grubą, wygodną rączkę z gumowatej eko-skóry. Nawet jak napakujesz case ciężkim sprzętem to trzyma się go komfortowo i wygodnie. Poprzednio miałem plastikową, walizkową rączkę, która przy większym ciężarze nieprzyjemnie wrzynała się w dłonie. Tutaj nie ma tego problemu.
Jedyna rzecz, która irytowała mnie na początku to specyficzne zawiasy rozłączne. Żeby połączyć wieko z podłogą pedalboardu, należy umieścić bolce w pasujących otworkach. To dość precyzyjna robota, a przy szerokości bliskiej metra jest to trochę kłopotliwe. Na szczęście z każdym kolejnym razem idzie coraz lepiej :) W poprzednim boardzie miałem szerokie zawiasy, które wystarczyło o zaczepić o siebie, co było bardziej oczywistym rozwiązaniem, ale mocowanie stosowane przez Western Cases wydaje się bardziej solidne. O solidności boardu ma świadczyć także certyfikat uprawniający do 5-letniej gwarancji na użyte przy jego produkcji materiały. Pięć lat to szmat czasu, ale dam znać, jak pedalboard sprawuje się w 2018 roku ;)
 
Jak pisałem, poprzedniego boarda kupiłem za dwie stówy na allegro. Wydawał się ok, ale musiałem go nieco ulepszyć na własną rękę, żeby spełnił moje oczekiwania. Porównując moje stare pudło do pedalboarda Western Cases dopiero widać, jaką różnicę robią detale, staranność wykonania i odpowiedni dobór okuć i materiałów. Reasumując, pedalboard od Western Cases jest spoko, nawet jeśli nie jesteś z Mrągowa.
Trochę miejsca jeszcze zostało :)