Gitarowa Mitologia # 1 – Jaką gitarę kupić? Nową czy używaną?

Nowy rok to dobry moment na inaugurację nowego cyklu na blogu. Gra na gitarze, oprócz samego grania daje możliwość poznania wielu osób i wymiany poglądów. Gitarowa pasja zbliża ludzi niezależnie od wieku czy światopoglądu. Przegadałem z gitarzystami wiele godzin i stąd też pomysł na Gitarową Mitologię, czyli próbę zmierzenia się z mitami, które emocjonują wielu z nas. W pierwszym odcinku porozmawiamy o kupowaniu gitar. Często jak rozmawiam o gitarowych nabytkach, to pojawia się opinia typu "Nigdy nie kupuj nowej gitary. Warte uwagi są tylko używane. Najlepiej 10 lat plus". No właśnie. Czy nowa, świeża i pachnąca fabryką gitara prosto ze sklepu jest gorsza od wysezonowanego drewna czy wręcz przeciwnie?
 
Z Gretschem Pro Jet
To opinia w stylu, nie słuchaj nowych zespołów, bo tylko te stare dobrze grają. Dobra gitara powinna być oryginalna, niepowtarzalna, niekoniecznie stara – mówi Rafał Majewski z krakowskiego sklepu muzycznego Skład Muzyczny. – Sprzedajemy zarówno używki jak i nówki. Nówki są równe, a używki nie. Rzadko, kiedy widziałem używki, które by były równie dobre jak nowe gitary. Nówki powyżej pięciu tysięcy złotych są tak zajebiste, że aż głowa boli. Dla sklepów muzycznych oferujących nowy sprzęt problemem jest to, że w Polsce jest ogromny deficyt zaufania do sprzedawców. Byłem absolutnie zdziwiony tym, jak ludzie się do mnie odnoszą. Przychodzi do mnie klient i albo ma mnie za złodzieja, albo mi nie wierzy, że nowa gitara, którą chce kupić jest warta swojej ceny. Często taki klient przychodzi z „doradcą”, który mówi, jaka gitara jest dobra lub zła, a widać, że ani jeden ani drugi nie ma wiedzy w temacie. To jest tak absurdalne, że aż boli fizycznie.

Zakup nowej gitary w sklepie ma swoje zalety. Jedną z nich jest gwarancja i serwis. – W naszym sklepie prowadzimy przeglądy pogwarancyjne i korektę gitar – mówi Grzegorz Łysek z rzeszowskiego sklepu muzycznego Gama. – Dajemy klientom solidne oparcie, które można odczuć w błyskawicznym serwisie, doborze akcesoriów czy doradztwie. Chociaż zdarza się, że gdy nasz doradca już wszystko wytłumaczy i wyjaśni, gdzie tkwią te najważniejsze aspekty wyboru gitary lub poleci jakiś instrument to klient znika i szuka sprzętu gdzie indziej. Ostatnio mieliśmy taką przygodę, gitara pewnej uznanej na rynku marki i problem:  obluzowane gniazdo gitarowe, a w rezultacie oberwane w środku kable. Mało, który klient reaguje od razu, większość czeka aż coś zatrzeszczy w trakcie gry. No i klient pisze czy może gitarę reklamować z naszego sklepu. Dodam tutaj, że wyjaśnił, że gitarę kupił w necie, mój pracownik nakierował go na konkretny model, a w sieci kupił go o 100zł taniej. Dealer w takim przypadku żąda, aby reklamacja miała swój bieg poprzez sklep, który ten towar sprzedał. A więc trzeba gitarę spakować, ponieść koszty odesłania do sklepu, potem sklep wyśle gitarę do serwisu. Serwis uzna gwarancję lub nie, a w tym przypadku na 100% jej nie uzna, po czym gitara przebywa taką samą drogę z powrotem. No i tutaj radzę modlić się żeby żaden z czterech kurierów nie trzasnął pudełkiem...

Zwolennikiem zakupu nowej gitary jest Karol „Panku” Pankiewicz z grupy Mindfield. – Kupowałem cztery gitary i zawsze nówki. Robiłem im lekki tunning z przystawkami i było super, a Dean Cadillac za 1700 zł brzmiał lepiej niż niejeden Gibson – tłumaczy Panku. – W graniu na scenie, jak sie nie jest Irą lub czymś takim, to i tak nie będziesz tak zajebiście nagłośniony, że będziesz słyszał różnice pomiędzy Deanem Cadillakiem a PRS za 13 tysi. No chyba ze ja jestem totalnie głuchy, a wszyscy inni to słyszą.

Mindfield
Zdroworozsądkowe podejście do tematu propagują gitarzyści grupy Spiral. – Wiele osób mówi, że warto kupować starsze instrumenty, bo jeśli miały jakieś ukryte wady, to na pewno zdążyły już się ujawnić w ciągu kilku lat użytkowania – mówi Grzegorz Kyc. – Miałem trochę gitar zarówno nowych jak i używanych i wydaje mi się, że wiek to sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest ogólna jakość wykonania instrumentu. Na dowód tych słów, krótka historia. Dawno temu zdarzyło mi się kupić w sklepie nową gitarę akustyczną z niższej półki cenowej i wszystko było OK do momentu, gdy przyszła zima, a co za tym idzie kaloryfery i niska wilgotność w mieszkaniu. Gitara stała w mieszkaniu i gryf się wypaczył. Na wiosnę szczęśliwie wszystko udało się skorygować, ale trochę strachu było. Rok później problem już nie wystąpił, więc można stwierdzić, że drewno w tym egzemplarzu było niewystarczająco wysuszone. Kilka lat później szarpnąłem się na nowego, porządnego akustyka firmy Dowina i mimo identycznych warunków przechowywania nie miałem z nim nigdy żadnych problemów. Jaki z tego morał? Nieważne, czy gitara stara czy nowa, ważne czy przyzwoita.

Gitara ma grać, stroić, być wygodna w obsłudze i brzmieć – dodaje Mateusz Mazur ze Spirala. – Nieważne czy ma rok, dziesięć czy pięćdziesiąt lat. Każda gitara jest inna, stąd ogranie przy nowym instrumencie jak dla mnie nie wiąże się z sezonowaniem drewna, tylko ze stopniowym przyzwyczajaniem się muzyka do instrumentu.

Zwolennikiem starszych rocznikowo gitar jest Paweł „Piguła” Czekała z The Analogs, którego zapytałem o zakupowe preferencje. – Wszystko poza Gibsonem Les Paulem od Traditionala w górę jest gówno warte i w ogóle nie ma po co tego kupować – stanowczo stwierdza Paweł. – No chyba, że do grania w domu albo na próbach. Taka jest smutna prawda, jeśli chodzi o te gitary, które teraz produkują. Nowe Gibsony też są do dupy. Szczególnie te z serii Tribute i reszta niższych modeli. Ja kupuję gitary bardzo różnie. Zdarzało mi się kupować nowego Gibsona ze sklepu, ale zawsze brzmiał gorzej niż te starsze modele. Teraz mam Les Paula Speciala z 2002 roku z przetwornikami p-100 i jest niemożliwy. Jeżeli miałbym coś radzić, to lepiej kupić z drugiej ręki, bo taniej i na pewno drewno będzie "odleżane". Poza tym można kupić sporo bardzo dobrych japońskich gitar (jeśli mówimy o les paulach) z lat 70-80, które dorównują Gibsonowi, ale trzeba je przed zakupem sprawdzić, a najlepiej skonsultować z kimś, kto się zna na gitarach, bo można się wbić w dodatkowe koszty.

The Analogs

Do gitarowej archeologii zachęca również Alex Carlin, amerykański gitarzysta i wokalista, rekordzista Guinnessa w kategorii najdłuższy koncert solowy. – Najlepiej poszukać elektrycznej gitary z lat 60-tych lub wczesnych 70-tych ubiegłego wieku – zachęca Alex. – Co do akustycznych, to dobre są modele z lat 30-tych, 40-tych lub 50-tych. Drewno z wiekiem robi się coraz lepsze. Także te gitary, które były kiedyś seryjnie produkowane były robione w przeszłości z lepszego drewna. Oczywiście nadal produkowane są wspaniałe gitary, ale na przykład gitary Fendera były znacznie lepsze zanim firma została kupiona przez CBS w okolicach 1965 roku, więc te Fendery z ery przed CBS były lepsze od tych późniejszych.

Alex Carlin
Czasem zakup używanej gitary podyktowany jest względami programowo-artystycznymi. Tak jest w przypadku hard-rockowej załogi Steel Velvet Wszystko, co mamy kupiliśmy używane. Nie inaczej jest z gitarami – mówi Mariusz Belcer, gitarzysta Steel Velvet. – Wynika to z faktu, że naszą muzyką nawiązujemy do lat 80' czy 70' i chcąc osiągnąć zadowalające brzmienie musimy się opierać na starym sprzęcie. Jak dla nas to na pewno gitara używana i wiekowo jak najbliższy tym czasom. Kupujemy stare instrumenty, ale nie wynika to z uprzedzeń do nowych tylko z powyższego.

Steel Velvet
O gitarowe zakupy zapytałem też kolegę po fachu, czyli Jacka Brzezickiego, gitarzystę i autora bloga Cisza Też Gra. Należałoby zacząć od tego, że drewno powinno być wysezonowane zanim złoży się z niego gitarę. Coraz częściej jednak, w wyrobach średniej klasy tak nie jest, stąd często z ust wieloletnich wyjadaczy pada "tylko lata 90' i wcześniej" – mówi Jacek. –  Początkującym gitarzystom, w przypadku których wybór pada zazwyczaj na nowe instrumenty, radziłbym rozglądnąć się na rynku wtórnym. W tej samej cenie, czyli w kwotach rzędu 1500 – 2000 zł, można już znaleźć gitary półprofesjonalne z drugiej ręki. W przypadku bardziej doświadczonych graczy i wioseł, z których dostępnością jest bardzo ciężko, nie widzę przeszkód żeby kupować nowe gitary. Ostatnimi czasy miałem do czynienia z najnowszymi wypustami Schectera, mianowicie Banshee i sygnaturą pana Merrowa. Obydwie gitary zrobione były i grały odpowiednio do ceny. Czy z czasem grałyby jeszcze lepiej? Wątpię. Uważam, że gitara nie "rozgrywa się", tylko bardziej dopasowuje do użytkownika. Wózki w mostku się docierają, siodełko się dociera, regulujemy gitarę pod siebie, gramy, gramy i jeszcze raz gramy, przyzwyczajamy się do niej, po jakimś czasie nie pamiętamy tak naprawdę jak gitara grała w momencie jak ją kupiliśmy. W sieci można odnaleźć firmy, które za odpowiednią opłatą potrafią dopasować brzmienie drewna tak jak tego chcemy. Polegać ma to na tym, że podczas tego procesu przemieszczane są „skupiska wody” w ten sposób, żeby później brzmiało to tak jak sobie zażyczył właściciel. Czy to wciąż rozgrywanie czy magia audio-voodoo? Podsumowując, nie jestem przeciwny nowym instrumentom, ale przede wszystkim muszą to być świadome wybory doświadczonych muzyków. Nieświadomy gitarzysta bardzo często dostanie w sklepie towar, który po prostu zalega i sprzedawca chce go wypchnąć. Takim praktykom mówię stanowcze nie.

Grzechem byłoby nie zapytać o te sprawy człowieka, który gitary zna od podszewki. Wybór padła na Marka Witkowskiego, lutnika, producenta gitar i przetworników marki Witkowski Custom Guitars. – Gitara, która „grała” intensywnie przez np. 10 lat ma przewagę nad nową w tym sensie, że jest ustabilizowana mechanicznie i struktura drewna została „poukładana”. Na tym polega rozgrywanie gitary – tłumaczy Marek Witkowski. – Dźwięk staje się bardziej szlachetny, okrągły i pełniejszy. W opozycji do nowej gitary nie ma tej surowości w brzmieniu. To jest generalna zasada. Ale gitara nowa, wykonana z dobrych materiałów i przemyślana konstrukcyjnie pod kątem uzyskania założonego brzmienia, też będzie grała dobrze, a z czasem coraz lepiej. Budżetowe gitary bywają różne: dobre i złe. Może się trafić gitara z dolnej półki brzmiąca jak ta za milion dolarów i odwrotnie. Kupując gitarę należy sprawdzić ją wszechstronnie pod kątem dokładności wykonania, czy stroi, jak rezonuje, czy nie jest głucha, bo spotkałem kiedyś Strata za 5200 zł głuchego jak pień. Brzmienie jest wynikiem kompromisu między gatunkami drewna, konstrukcją, akcesoriami i przetwornikami użytymi w konkretnej gitarze. Jednak najwięcej zależy od muzyka. Są tacy, którym nie robi różnicy, na czym grają, bo im zawsze brzmi dobrze. I do tego należy dążyć, a reszta nie będzie taka ważna. I najważniejsza uwaga, nie należy kupować gitar oczami a zawsze starać brzdąknąć na niej przed wydaniem kasy.

A jakie są moje doświadczenia w tym temacie? Moja pierwsza gitara marki Mayones (nie z tych wypasionych współczesnych Mayonesów) była kupiona w sklepie. Była wygodna i dobra dla początkującego wioślarza, ale mega budżetowa. Dziś już nie stroi, ale wygodna jest nadal :) Swojego Fendera Stratocastera kupiłem w 2003 roku ze sklepu. Jestem mega zadowolony. W ubiegłym roku nabyłem gitarę Gretsch Pro Jet prosto ze sklepu i też nie narzekam, choć za podobną kasę mogłem kupić jakiegoś starszego Japończyka. Gretschów na wtórnym rynku nie ma zbyt wiele, więc skorzystałem z opcji sklepowej. Z drugiej ręki kupiłem używanego Telecastera z serii sygnatur Squier by Fender. Skusiła mnie atrakcyjna cena, ale żeby dopasować ją do swoich wymagań będę musiał jeszcze trochę kasy w nią władować. Choć i tak wyjdę na swoje. Moja rada jest taka. Nie kupuj gitary na pierwszej wizycie. Przyjedź raz, ograj sprzęt, poczekaj aż ekscytacja minie, a potem zaglądnij jeszcze raz czy dwa, zanim finalnie wyłożysz kasę. Ważne jest pierwsze wrażenie, związane z wygodą gry. Jak na początku nie leży w ręce, to będziesz musiał włożyć więcej wysiłku, żeby dopasować gitarę do siebie i się do niej przyzwyczaić. Tak miałem z Gibsonami, więc kupiłem Gretscha, bo chciałem mieć gitarę typu Les Paul. Gdybym miał kupować jeszcze raz sprzęt z drugiej ręki, to raczej od gitarzysty, którego dobrze znam. A jakie jest Twoje zdanie?

Ja i mój Fender. Styczeń 2015.

Lampowe wzmacniacze DL Amps od Davida Labogi

O Davidzie Laboga i produkowanym przez niego sprzęcie parę razy już pisałem. Głównie w kontekście kabli gitarowych. Jednak nie samymi kablami David żyje. Z powodzeniem produkuje już kolumny gitarowe, a na najbliższe miesiące szykuje coś nowego – DL Amps, czyli premierową serię wzmacniaczy lampowych montowanych niezautomatyzowaną metodą point-to-point.

W serii mają pojawić się dwie wersje wzmacniaczy. Pierwsza będzie dedykowana do grania w klimatach blues / vintage-rock, a druga to już konkretne metalowe uderzenie. Sprzęt będzie dostępny w dwóch wariantach o mocy 10W lub 50W. Tak naprawdę na razie niewiele wiadomo, więc podpytałem Davida o więcej szczegółów dotyczących nowego projektu.

DL Amps to będzie polski High End wśród wzmacniaczy lampowych – zapowiada David Laboga. – Zrobimy dwie wersje wzmacniaczy: standardową w tolex oraz specjalne wersje custom shop, ale to zostawiam jako niespodziankę. Co do konstrukcji to idę na prostotę. Osobiście nie lubię jak wzmacniacz ma milion gałek, więc zamierzamy stworzyć przyjazne w obsłudze wzmacniacze. Z DL Amps nie odkrywamy Ameryki, ale nasza jakość wykonania, brzmienie i styl będą się różniły od sprzętu konkurencji. Bluesowa wersja DL Amps pojawi się już w lutym 2015 roku, a w marcu ukażą się pierwsze sztuki wzmacniaczy dedykowanych do metalu

Sądząc z podekscytowania Davida to zapowiada się ciekawie. Będę śledził postępy w tej sprawie. David Laboga robi porządne kable, ale czy zrobi równie udane wzmacniacze? Trzymam kciuki, bo wiadomo, im więcej dobrego dzieje się na lokalnym rynku, tym lepiej dla polskich gitarzystów.

Najchętniej czytane, czyli TOP 10 dogitary.blogspot.com

Witam w 2015 roku! Styczeń oprócz mocnego postanowienia poprawy jest dobrym momentem na podsumowanie mojej blogowej aktywności. Zwłaszcza, że do tej pory tego nie robiłem. Pomysł na bloga dla gitarzystów chodził mi po głowie od dobrych paru lat, ale pierwszy tekst na dogitary.blogspot.com pojawił się dopiero w styczniu 2012 roku. Od tej pory z mniejszymi lub większymi przerwami dzieliłem się z Wami różnymi opiniami i tekstami związanymi z gitarą. Łącznie z tym wpisem zrobiłem to 107 razy. W 2014 roku dość mocno się opierdzielałem, stąd te postanowienie poprawy we wstępie, więc ostatniego roku nie ma co podsumowywać. W zamian przygotowałem zestawienie 10 najchętniej czytanych postów od początku działalności dogitary.blogspot.com. Linki ukryłem w tytułach tekstów. No to jedziemy.


1.    Na jakim sprzęcie grają: Kabanos
Grając na gitarze nie da się uniknąć podpatrywania innych gitarzystów. Zarówno jeśli chodzi o styl gry, jak i o sprzęt, z jakiego korzystają. Stąd pomysł na cykl „Na jakim sprzęcie grają”, w którym kierując się mocno subiektywnym kluczem prezentuję gitarzystów, którzy wydają mi się szczególnie interesujący. Dla Was szczególnie interesujący był odcinek z Kabanosem, który jak dotąd jest najpopularniejszym wpisem na blogu. Pozdrowienia dla kiełbasianej załogi! Tekst znajdziecie tutaj.
 
2.    Sklep muzyczny od drugiej strony lady
Testując sprzęt zawsze stoję po stronie wybrednego, gitarowego konsumenta. Żeby była jakaś równowaga przygotowałem artykuł, w którym dopuściłem do głosu właścicieli sklepów muzycznych i producentów sprzętu. Co ich wkurza na gitarowym rynku? Warto wiedzieć.

3.    No Logo – kostka z własnym nadrukiem
Kto z Was nie chciałby mieć lansiarskiej kostki z własnym nadrukiem? Ja chciałem i mam. A magazyn kostek uzupełniam w No Logo Picks. Z czystym sumieniem polecam.

4.    Chaos – ręcznie składane polskie efekty gitarowe 
Krótki tekst o polskiej manufakturze efektów gitarowych Chaos. Nie miałem okazji korzystać z tego sprzętu, więc niewiele więcej mogą o nim powiedzieć. Oprócz tego, że Chaos znalazł się w pierwszej piątce najchętniej czytanych tekstów.

5.    Zasilanie pedalboardu – Tomanek Case-3
Rzecz o polskim zasilaczu do pedalboardu marki Tomanek model Case-3. Korzystam z tego sprzętu już blisko trzy lata i nadal działa bez zarzutu. A wiadomo, punk rockowe koncerty to często ludzie na pedalboardzie, piwo na pedalboardzie, krew na pedalboardzie i łzy na pedalboardzie. Tomanek Case-3 nie wygląda jak pancernik Potiomkin, ale przeżył wszystkie dotychczasowe crash testy bez szwanku.

6.    Lodówka Marshalla 
Wzmianka o tym, że Marshall wypuści na rynek rock’n’rollową lodówkę. Jak widać jest to dość emocjonujący temat. Ktoś z Was ma już coś takiego w swojej sali prób?

7.    Na jakim sprzęcie grają: The Analogs 
W TOP 10 uplasował się także pierwszy odcinek cyklu „Na jakim sprzęcie grają”. Jego bohaterem był Paweł „Piguła” z The Analogs. Niegdyś basista, a obecnie przekonwertowany na jedyny słuszny instrument rokujący gitarzysta ;)

8.    Mocowanie efektów w pedalboardzie 
Ważny temat. Zwłaszcza, że wśród wyszukiwanych fraz w google prowadzących na mojego bloga znalazłem kiedyś „Efekty mocuję za pomocą rzepy”. Rzepa nic tu nie pomoże. Nawet czarna. Ja osobiście nie korzystam z warzyw mocujących, a jaki jest mój patent? Więcej w tekście.

9.    Dunlop Teckpick – metalowa kostka do gitary 
Jak grać metal to pewnie metalową kostką? Logiczne. Przetestowałem Dunlop Teckpick i nie zostałem fanem tego rozwiązania. Bardziej do gustu przypadły mi kostki V-Picks, ale tekst o nich nie znalazł się w blogowym TOP 10. Ale co tam się będę ograniczał, możecie przeczytać go tutaj.

10.    DL David Laboga Perfection – najbardziej wypasiony polski kabel do gitary 
Dużo na blogu pisałem o polskich kablach do gitary. Po części dlatego, że jednym z moich założeń było pisanie głównie o polskim sprzęcie gitarowym. Wszystkie teksty na ten temat otagowano, jako Made In Poland. Wracając do kabli, testowałem przewody Laboga, Red’s, Mayones Soundstage, ale na miano najbardziej wypasionego kabla zasłużył DL David Laboga Perfection. Często z niego korzystam, zwłaszcza w studiu i faktycznie jest nie do zdarcia.

Tym skromnym podsumowaniem zamykam rozdział historyczny. W tym roku będzie trochę inaczej niż do tej pory, ale o tym przekonacie się już w trakcie.