Rzecz o stoperach

Dziś kilka słów nie do końca o sprzęcie muzycznym, ale o rzeczy, bez której nie wyobrażam sobie teraz grania prób i koncertów. Mowa o stoperach do uszu.

Przez długi okres nie używałem niczego, później korzystałem z piankowych stoperów i z perspektywy czasu mogę powiedzieć jedno – były beznadziejne. Zbyt mocno tłumiły dźwięki i ciężko było je dobrze osadzić w uchu. Z racji tego, że gram na gitarze i śpiewam równocześnie zdarzało się, że podczas ruchów szczęką stopery się luzowały, a czasami nawet wypadały. Bywało, że musiałem kończyć kawałek z jednym stoperem w uchu. Ich jedyną zaletą było to, że kosztowały kilka złotych, chociaż szybko się zużywały.

W końcu jednak zdecydowałem się na zakup profesjonalnych stoperów dla muzyków Alpine MusicSafe Pro. Może nie są tanie, ale wyeliminowano z nich wszystkie wady piankowego dziadostwa. Doskonale leżą w uchu – gram z nimi już blisko dwa lata i ani razu mnie nie zawiodły. Tłumią jak należy, nie zniekształcają dźwięku i praktycznie się nie zużywają. Wystarczy je wymyć mydłem i wyglądają jak nowe.

Co do tłumienia, to oprócz gumowych stoperów w zestawie, w jakim sprzedawane są zatyczki Alpine mamy trzy rodzaje filtrów – do niskiego, średniego i wysokiego tłumienia hałasu. Ja korzystam z najsłabszego filtru i sprawdza się zarówno na koncertach jak i na próbach. Przede wszystkim stoper w uchu nie sprawi, że słyszysz gorzej. Dzięki niemu do uszu nie dociera zniekształcony hałas, ale bardziej selektywne brzmienie.

 

Sprawa jest prosta. Albo można wydać kilkadziesiąt złotych, kupić sobie takie stopery i chronić swój słuch. Można też nie korzystać z podobnego typu wynalazków i cieszyć się przykrywającym muzykę hałasem oraz szumem usznym.