Jeżeli liczby wykorzystywanych przez Ciebie efektów do gitary nie da się policzyć na palcach jednej ręki to w pewnym momencie dojdziesz do wniosku, że może przydałaby ci się jakaś pomoc w zarządzaniu tym całym brzmieniowym majdanem. Oczywiście, możesz wszystko synchronicznie deptać załączając konkretne efekty, ale nie tak się to robi w sprzętowej ekstraklasie. Naprzeciw takim potrzebom wyszedł BOSS wypuszczając na rynek nowy sterownik ES-5, czyli bardziej kompaktową wersję sprzętu o imieniu ES-8. Jak sama nazwa wskazuje, ES-8 obsługiwał 8 pętli efektów, a ES-5 obsługuje 5. A to wcale nie mało.
Zanim wyciśniesz z ES-5 te kaskady brzmień trzeba się trochę oklikać. Jeżeli masz już jakieś doświadczenie w programowaniu presetów i konfigurowaniu banku brzmień to dasz sobie radę. Jeżeli nie, to zanim zaczniesz zabawę musisz poświęcić sporo czasu na logiczne zaplanowanie wszystkich ustawień i zrozumienie sposobu tworzenia nowych kombinacji. Do dyspozycji jest 200 miejsc w pamięci, które po kolei można programować ustawiając pożądane kombinacje brzmienia. W ES-5 programujesz nie tylko liczbę i kolejność aktywnych efektów w danym presecie. Możesz jeszcze ustawiać osobne metrum oraz głośność dla każdego z nich (od -12 do +6 dB) tworząc podbicia lub wyciszenia wedle zapotrzebowania. Dodatkowo możesz skorzystać z funkcji Carry Over, dzięki której ustawiasz brzmienie w taki sposób, że efekty będą wybrzmiewały po zmianie presetu, co pozwoli na zachowanie miłej dla ucha naturalności, zwłaszcza w przypadku delaya czy pogłosów. Poza tym wpinając do sprzętu mixer, MIDI lub laptopa zyskujesz dostęp do dodatkowych wariacji. Fajnie, no nie? Możliwości są naprawdę duże, a ułatwieniem w kreowaniu brzmienia jest dwuwierszowy wyświetlacz, który ma akurat na tyle miejsca, że spokojnie nawiguje użytkownika po bezkresach presetów. Oczywiście, możesz wykorzystać ES-5 w najprostszy możliwy sposób - do zmieniania pięciu osobnych pętli efektów, ale nie po to wydajesz blisko 2000zł na taki sprzęt, żeby korzystać z niego jak z footswitcha.
ES-5 nie jest duży. Wymiary 337x97x68 mm sprawiają, że można go nazwać wręcz zgrabnym. Dopiero po wpięciu okablowania w tylny panel zabiera więcej miejsca, ale i tak w dwurzędowym pedalboardzie da się go spokojnie zamontować. Kątowy jack wykorzystywany standardowo do łączenia efektów tutaj się nie sprawdzi. W tylny panel musowo trzeba wpinać jack prosty. Dlaczego tak? Widać na zdjęciach.
Co jest fajne w ES-5? Sterownik ma wszystko czego mógłbym sobie życzyć od tego typu sprzętu, a nawet znacznie więcej. Na pewno plusem jest wysoka jakość wykonania i łatwa obsługa w warunkach koncertowych. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej ogarniesz dość skomplikowane ustawienia wszystkich presetów i logicznie je poukładasz. Kolejny plus to transparentne brzmienie. Zakłócenia? Szumy? Trzaski? Spadek sygnału? Sorry, tego tutaj nie znajdziesz i pod tym względem jest naprawdę w porządku.
Nie da się ukryć, że BOSS ES-5 to sprzęt dedykowany dla segmentu PRO i gitarzystów świadomych swoich potrzeb. Do grania w garażu raczej się nie przyda. Ja na razie też mogę się spokojnie bez niego obejść, ale jeśli kiedyś porzucę granie rocka na rzecz gitarowych eksperymentów czy prog-rockowych pejzaży, to taki sprzęt znacznie ułatwiłby mi życie.
Bez wsparcia technicznego to bym sobie nie poradził z tymi presetami. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz